Roger Flyers aka Fly
You can't hit a fly with a gun
Imię, nazwisko: Roger Flyers
Specjalizacja: Pilot
Data urodzenia:
Wykształcenie: ukończona szkoła pilotażu, 2 lata wyższej akademii floty, skończony kurs oficerski
Trudno coś napisać o tym człowieku. Zołnierze traktują go jak boga. Wielu uratował życie. Młodzi boją się go. Niektórzy sądzą, że opowieści onim są wyssane z palca. Ci któzy zaś go spotkali i mieli okazję spotkać, wiedzą iż to człowiek, który po prostu kocha swoją pracę. Osoba, dla której latanie jest wszystkim. Zebralismy kilka wypowiedzi różnych osób. Zamieszczamy je poniżej. na samym dole zaś kilka słów od Cowboya o Fly'u. Cowboya o Fly'u. Cowboy jest chyba osobą, która zna go najdłużej w jednostce. Później daliśmy Fly'owi szansę skomentowania wypowiedzi Cowboya. Zapis naszych rozmów poniżej:
- Pułk. Paul Hughes - zastępca szefa Wydziału Pilotażu Akademii Kanadyjskiej Floty
Kosmicznej:
- Tak, nasz były kadet, usunięty z końcówki trzeciego roku, zdaje się ze przez
jakieś problemy dyscyplinarne. Cóż mogę powiedzieć - nie był wśród najlepszych,
nie był też wśród najgorszych. Gdyby nie problemy z dyscyplina zapewne ukończył
by szkole bez większych problemów. Najwyraźniej twarda żołnierska szkoła jaka
dala mu piechota dobrze mu posłużyła, skoro został w końcu pilotem, co prawda
jedynie transportowca, ale za to w nie byle jakiej przecież jednostce.
Podporucznik Flyers kontaktował się wielokrotnie z nami po swoim awansie na
oficera, prosząc o pomoc metodyczna i wdrożeniową dla swoich projektów szkoleń -
o ile się nie mylę wiedza i umiejętności wyniesione z naszej Akademii pomogły mu
wprowadzić cenne innowacje do programu wyszkolenia pilotów transportowców. Brał
nawet udział jako jeden z instruktorów w naszym seminarium szkoleniowym
dotyczącym technik eskortowania i aktywnego współdziałania myśliwców z jednostka
eskortowana, konkretnie jako ekspert od wykorzystania możliwości UD4 Cheyenne.
Zawsze chętnie pomagamy Podporucznikowi w każdy możliwy sposób, o ile tylko się
do nas zwróci. W końcu, pomimo oczywistego z uwagi na rozprzestrzenienie działań
wojskowych na ogromnych odległościach i dominującego znaczenia technologii,
faktu dominacji znaczenia floty w dzisiejszych nowoczesnych siłach zbrojnych,
nie możemy zapominać, ze jesteśmy wszyscy w jednej drużynie, bez względu na to
kto jak ważne pełni w niej funkcje.
- Mjr. Anthony Spears - instruktor techniki walki kołowej - AKFK:
- Mało zdolny, mało pracowity, mało zdyscyplinowany. Jakikolwiek użytek zrobiła
z niego piechota, nawet jeśli jest to tylko wożenie żołnierzy z koszar na
poligon i z powrotem, i tak jest to dużo więcej niż cokolwiek co mógłby osiągnąć
jako pilot floty - u nas mógłby tylko wywozić śmieci na asteroidy. Jak doszło do
tego, ze został instruktorem pilotażu, w dodatku w jednostce specjalnej, jest
dla mnie tajemnica. Dobrze, ze pilotowanie transportowca nie wymaga wielkich
kwalifikacji, przynajmniej jest nadzieja, ze nie narobi swoim nieodpowiedzialnym
postępowaniem zbyt dużo szkód w edukacji młodych pilotów.
- Kpt. Lance Fontaine - 40 Eskadra Myśliwska "Daggerblades" Canadian Space Forces
Navy - CSS "Quebec":
- Znam Rogera osobiście - byliśmy na tym samym roku, zanim Spears doprowadził do
jego wyrzucenia. To nieprawda, ze był kiepskim pilotem, był znakomitym pilotem.
Jak każdy miał swoje mocne i słabe strony, gorzej niż niektórzy z nas radził
sobie z ręcznym namierzaniem wielu celów w walce kołowej, czy z prowadzeniem
ognia zaporowego w przelocie. Ale miał tez swoje asy, i to nie byle jakie.
Znakomicie czul i prowadził maszynę. Callsign "Fly" nie wziął się jedynie od
nazwiska, łatwiej było trafić muchę młotkiem niż jego na ćwiczeniach, zwłaszcza
kiedy siedział w R32. "You can't hit a fly with a gun" mowił do nas i nie tylko
do nas, niestety - dlatego miał kłopoty - nie umiał trzymać głowy nisko i języka
za zębami. Ale patrząc na to co robi teraz i gdzie to robi - na pewno nie trafił
źle. Byłem na szkoleniu, w którym brał udział jako ekspert i widziałem co
potrafili przeszkoleni prze niego chłopcy, których przywiózł ze sobą, to był
kawał dobrej roboty. Szczerze mówiąc, to ten farciarz prawdopodobnie trafił dużo
lepiej niż gdyby ukończył razem z nami Akademie. Niecałe dziesięć lat po
wyrzuceniu wraca do starej szkoły jako zaproszony ekspert, w stopniu oficera, w
mundurze jednostek specjalnych, z tymi wszystkimi baretkami za cholera wie co, bo
polowa z tego jest ściśle tajna, a nawet z jednym czy dwoma odznaczeniami innymi
niż Kanadyjskie. Rozumiecie do czego zmierzam ? Major Spears nie odważył się
przyjść na jego odczyt, nie odważył się nawet z nim spotkać, mieliśmy z tego
setny ubaw. No i czy ten gość nie ma farta ? Kiedy poszliśmy na lunch, myślicie
ze kelnerka obsłużyła mnie - wyższego stopniem - pierwszego ? Gapiła się tylko
na te jego wszystkie gadżety na mundurze, i ze smutkiem na obrączkę na palcu.
Taak, Fly jest dużym, szczęściarskim dzieckiem - wiecie co zrobił jadąc na ta
konferencje ? Zażądał ochrony komandosów z jego oddziału, to było niecały rok po
zamachach na członków Space Wolves, i zabierał ich wszędzie ze sobą, na bankiety, obiady
i wszelkie inne wyżerki. Później wyznał mi, ze wyjazd z nim był nieoficjalna
wewnątrzoddziałową nagrodą dla najlepszych rekrutów, żeby mogli się nażreć i
napić na koszt Floty. Cały on.
- Por. Chirs Redel - 68 Eskadra Dalekiego Zasięgu "StarEaters", Canadian Space
Forces Navy, CSS "Dieppe":
- Nie znam Podporucznika Flyersa osobiście, ale miałem przyjemność brać razem z
nim udział w manewrach szkoleniowych na orbicie i w atmosferze Gruis, w zeszłym
roku. Cóż mogę powiedzieć, stwierdzenie ze jest doskonałym fachowcem to banał,
każdy, kto otrzymuje stanowisko instruktora musi być doskonałym fachowcem, tym
bardziej w takiej jednostce jak Space Wolves. Co na pewno mogę powiedzieć dobrego, z
mojego punktu widzenia, to jego sposób współpracy z eskorta. Słyszałem, ze był
wcześniej kadetem w Akademii pilotów, szczerze mówiąc to się czuło latając z
nim. Nie to, żebym chciał powiedzieć, ze każdy kto w niej był jest od razu
lepszy, czy ze piloci transportowców sa generalnie gorsi. My tu w Dalekim
Zasięgu regularnie eskortujemy większe maszyny i wiemy dobrze, ile jest wart
pilot który umie nie przeszkadzać swojej eskorcie. Co do Podporucznika, to jego
zaleta jest to, ze był już kiedyś w fotelu myśliwca, wie jak to jest, i w
związku z tym dokładnie wie, czego potrzebujemy, pilnując jego ogona. Kiedy
osłaniasz Fly'a, możesz być pewien ze jego krowa nie będzie wchodzić ci w kurs,
ustawi się kiedy trzeba tak, żeby wróg biorąc ja na cel wystawił ci się pod
ogień, a czasem nawet podrzuci rakietę albo osiem na tyłki bandytów, co zawsze
jest mile. Mógłby tylko trochę poważniej traktować standardowe procedury
łączności i szyku transportowego - można było mieć wrażenie, ze bierze udział w
filmie, a nie w ćwiczeniach.
- Ppłk. Gavin Forbes - pilot Piechoty Kanadyjskich Sil Kosmicznych - instruktor
szkolenia w Głównej Bazie Lotnictwa Pomocniczego
Piechoty KSK :
- Mam dwadzieścia lat doświadczenia w lataniu transportowcami, dziesięć lat
doświadczenia w szkoleniu, i nie widziałem jeszcze nikogo tak zarozumiałego i
potencjalnie szkodliwego dla lotnictwa transportowego jak Podporucznik Flyers.
To niespotykane, żeby w tak młodym wieku otrzymać w tym zawodzie stopień
oficerski, jeszcze bardziej niezwykle, żeby z tak skromnym doświadczeniem
zostać instruktorem, mało tego - szefem wyszkolenia pilotów, w dodatku w
jednostce specjalnej. Nie chce podważać tej decyzji, ale moim zdaniem więcej
wspólnego z tym miała zasada trzymania ze swoimi, niż faktyczne kwalifikacje
Podporucznika. Weteran strike teamu, ranny w akcji, bohater akcji na Qeen Elizabeth V odznaczony przez rząd zaprzyjaźnionego sojuszu, został
po prostu pchnięty do góry przez swoje dowództwo i kolegów, żeby zapewnić mu
godziwsza pensje niż żołd zwykłego pilota UD4. Nic dziwnego, ze tak młodemu
człowiekowi, w dodatku z niespełnionym kompleksem pilota myśliwców, przewróciło
się od tego w głowie. Jego pomysły programów szkoleń i innowacji techniki lotu
uważam za pomylone i całkowicie chybione, a nawet potencjalnie zabójcze dla jego
ewentualnych naśladowców. Podporucznik powinien zrezygnować z prób zrobienia ze
swoich pilotów super ludzi znających się na wszystkim co wiąże się z lataniem, a
skoncentrować się na tradycyjnym, porządnym szkoleniu, z którego armia korzysta
z powodzeniem od dziesiątek lat. Nie kwestionuje jego statystyk lotów ani
kwalifikacji pilota, ale prowadzenie maszyny to jedno, a uczenie tej sztuki to
cos zupełnie innego.
- Ppr. Alex Yellowbridge - oficer sztabowy w bazie G4SA na Wolf:
- Wystarczy spojrzeć na statystyki lotów bojowych Podporucznika. Już od dawna
nie latał na nic co nie byłoby określone w dokumentach jako "wyjątkowo trudne" i
nigdy nie stracił żadnego z zabieranych na pokład ludzi, choć czasem zabierał
ich w stanie agonalnym, gdzie każdy nieodpowiedzialny manewr mógł ich zabić.
Potem można rzucić okiem na jego programy ćwiczeń i własne projekty. W każdym
miesiącu spędza przynajmniej 20 godzin na symulatorze i maszynie treningowej
więcej, niż powinien z racji stażu i stopnia. W zeszłym miesiącu nawet namówił
mnie, żebym wymusił na oficerze medycznym raport dotyczący przeciwwskazań
przeciążenia przy poszczególnych rodzajach obrażeń, żeby wprowadzić do programu
treningów manewry na okoliczność transportowania rannych w różnym stopniu i w
rożny sposób. Na temat jego postawy i dyscypliny nie będę się wypowiadać - nie
jestem ani jego przełożonym ani żandarmem.
- Srg. Norman Welsh - podoficer wieży kontrolnej w bazie na Wolf:
- Tak, wszyscy kochamy Podporucznika Flyersa. Ale najbardziej kochamy go, gdy
akurat nie lata - rozumiecie.
- anonimowy rekrut G4SA:
- Kurde, ten gość to przecież oprócz Spinozy i Kowboja jedyny żywy gość z
pierwszego plutonu ! Ten gość to pieprzona żywa legenda, człowieku ! Jak będę
miał tyle baretek co on i tyle lat w oddziale, to tez będę sobie na luz
pozwalał, co w tym kurna złego ?
- anonimowy pracownik obsługi naziemnej:
- Ktoś powinien zakażać temu oficerowi jego wygłupów, niedługo odleci z lotniska
hangarem. Nie czujemy się bezpieczni widząc co robi i czego uczy młodych ludzi.
- David Flyers:
- PA PA !!! PA PA !!! (akcentowane uderzeniami grzechotki)"
- Cowboy:
- (...) chwila, trochę wolniej z pytaniami. Po kolei. Co było pierwsze? Jak
go poznałem? Na balu, to był taki arogancki szczeniak, który
zazdrościł mi zabawy.
- Fly:
- Tak naprawdę to Cowboy był na tym balu najbardziej arogancki, paradując w garniturze za który można by kupić domek z ogródkiem i zabierając uczciwym
żołnierzom ich w pocie czoła podrywane laski. Ale ja i tak wiem że to tylko
przez zazdrość - widzicie, jego garnitur, choć ładny - nie miał tej małej
naszywki "Space Wolves" na rękawie. Na która Cowboy sam sobie potem uczciwie
zasłużył - trzeba przyznać. Szczyt arogancji osiągnął Cowboy rzucając się bez
broni i pyskując do uzbrojonych terrorystów - dokładnie jak zarozumiały, głupi
do szpiku kości bogacz.
- Cowboy:
- I o to chodziło. Nikt mnie nie brał na poważnie. Gdybym był
w mundurze, pewnie od razu by mnie zdjęli - nie wiem czemu, ale ludzie czują respekt
przede mną....]
- Fly:
- Ale za nim go za to potępicie, pozwólcie mi dodać, że
był już wtedy żołnierzem Sił Specjalnych (chociaż ja i Penny nie
mieliśmy o tym zielonego pojęcia), i zrobił to głównie po to,
żeby odwrócić uwagę terrorystów od ludzi w mundurach - między innymi mnie
(dzięki Cowboy po raz kolejny). Po raz drugi zaś, coż sprowokował napastnika
wyzywając go, by uratować niewinnego cywila. Tak, przeniesiono go później na jego prośbę do naszej jednostki. I o tym powinniście zawsze pamiętać, kiedy zacznie opowiadać o mnie czy o Pennym czy
i kimkolwiek z pierwszego plutonu G4SA - to on prosił by przenieść go do nas,
nie odwrotnie."
- Cowboy:
- A poważniej, to podczas strzelaniny, która miała
miejsce jakieś dwie godziny później. Udało nam się wtedy, więc
liczyłem że uda się nam później. Na moją prośbę przeniesiono mnie do
jednostki gdzie służył Fly i Penny. Tak, Penny także brał udział w
tamtych wydarzeniach. Zginął jakiś czas temu. Zdarza się. Wracając do
Fly'a, mimo iż młody, był jednym z lepszych pilotów z jakimi przyszło
mi służyć. Nieraz wkraczał z nami do akcji. Nie, nie dropem, szedł z
oddziałem. Dopiero po wypadku, przeszedł na staż instruktora i
specjalisty od niemożliwych akcji. Proszę zapytać kogokolwiek kto był
na misji, z której wyciągał na Fly.
(...)
Ma mocną głowę. Raz mu ją prawie urwało, ale się trzyma. Tylko nie
strzela razem z nami. A szkoda, bo niezły z niego strzelec... jak na
pilota.
Niestety, zakochał się. Panienki z jednostki zapłakały gdy się ożenił.
Ma ładnego chłopca, szkoda, że go zmarnuje i wychowa na pilota. Na
pierwsze urodziny kupił synowi dwa ubranka, jedno czarne,
przypominające mundur galowy, drugie szare, w stylu ubioru mechanika
dropshipa. Załuję, iż nie widziałem Anny, kiedy to zobaczyła.
Spoważniał. Naprawdę. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Czy ktoś pamięta
kiedy była ostatnia skarga na Fly'a? Nie? To z zeszłego tygodnia się
nie liczy. Pokazywał tylko młodym pilotom jak nie należy interpretować
rozkazów z centrum kierowania lotem.
Jeśli będziecie mieli problemy, to nie idźcie do Fly'a. Skoro możecie
chodzić to znaczy że jeszcze go nie potrzebujecie. Ale jeśli
wdepniecie w gówno, i wokół będą świstały pociski. I będziecie leżeli
w tym gównie i modlili się o szybką śmierć. Wtedy dopiero Fly pokaże
co umie. Widziałem to nie raz. I nie raz zastanawiałem się, kiedy
szczęście go opuści. Ale jak się mawia u nas, nie ma szczęścia, ani
pecha, są tylko dobrze i źle wykonane akcje."
- Fly:
- "Powtarzam tym biurokratom z kontroli lotów setki razy "Jeśli powiem młodym
czego nie wolno im robić - pokiwają głowami i zapomną o tym w ciągu godziny.
Jeśli pokazę im, w sposób kontrolowany do czego to może doprowadzić - jest
szansa, ze wezmą to sobie do serca." Ale czy biurokraci od wypełniania raportów
dbają o coś innego niz krystaliczny porządek w ich papierkach ?"
"Co do szczęścia, mam nadzieję że będzie mi sprzyjać tak długo jak długo będzie
trzeba. Ale zamiast zastanawiać się ile mam szczęścia, sprawdźcie lepiej ile
godzin spędzam miesięcznie na symulatorach i w maszynach treningowych, ćwicząc,
układając programy ćwiczeń i testując je na sobie. Cowboy ma racje co do
szczescia i pecha. Fach pilota wymaga wyobraźni i nie raz trzeba w nim
improwizować, ale...
najlepsza improwizacja to zazwyczaj taka, której wcześniej poświęciłeś niemniej
niż 2 tys. godzin ćwiczeń."
|